Pyta kolegi: jak się pisze „róże”?
Kolega odpowiada: wiem akurat, bo moja żona ma imię RÓŻA. U zamknięte i Z z kropką.
OK. Dzięki i pisze dalej spokojnie: podejrzany wszedł na balkon po róże spustowej.
-
-
-
Czterech kumpli gada.
– Moja teściowa jest wielka i gruba jak słoń.. większa, bo nawet jej przyjąć nie chcieli!
– Moja jest jak gówno.. Śmierdzi jak nie wiem co, a w dodatku umyć się nie umie, bo fajtłapa!
– Moja .. Okropna! Powiem „Cześć mamusia!” a ona „jaka znowu majtusia?”..
– Moja jest za to święta jak moja żonka, na wszystko mi pozwala.
– Ale Zdzisiu, twoja nie żyje.
– No właśnie mówię. -
Wchodzi zażenowany pacjent do gabinetu lekarskiego.
– Doktorze, mam problem ale musi mi pan przyrzec, że nie będzie się pan śmiał.
– Ależ proszę pana, ja praktykuję przez dwadzieścia lat i ten gabinet widział już niejedno. Proszę się nie obawiać.
Pacjent opuszcza spodnie i pokazuje mikroskopowego członeczka. Lekarz z trudnością pokrywa śmiech gwałtownym atakiem kaszlu i w końcu pyta:
– W czym jest problem?
Panie doktorze on jest okropnie spuchnięty. -
Dwóch więźniów rozmawia przechadzając się po spacerniaku.
– Za co siedzisz?
– Za udzielenie pierwszej pomocy.
– Jak to?
– Teściowa miała krwotok z nosa, no to jej założyłem opaskę uciskową na szyję. -
-
-
Przychodzi mężczyzna do lokalu, za barem piękna barmanka i facet mówi:
– Ja poproszę setkę czystej wódki i dwie cytryny.
Wypił wódkę, jedną cytrynkę wziął w jedną rękę, drugą w drugą rękę i ciśnie, ciśnie z całej siły, sapie przy tym, tak, że twarz mu poczerwieniała. Po chwili sytuacja się powtórzyła, facet zamówił setkę wódki i dwie cytrynki, wycisnął je z całej siły, a barmanka przygląda mu się z uwagą i mówi:
– A pan to kolejarz?
– Tak jest, – odpowiada klient – a po czym pani poznała?
– A po czapce. -
Chuck Norris lubi przechadzać się po kosmosie.
Podczas jednej z tych przechadzek przekroczył krzywą czasoprzestrzeni i wrócił na Ziemię 65 milionów lat temu. Niektórzy naukowcy wiążą ten fakt z życia Chucka z wyginięciem dinozaurów.
-
-
W czasie zjazdu absolwentów stary profesor pyta dawnego ucznia:
– A ty Jasiu, ile masz dzieci?
– Ośmioro! – odpowiada z dumą były uczeń.
– No, tak – mruczy nauczyciel – W klasie też nigdy nie uważałeś. -
Nauczycielka:
– Kazałam wam zrobić przez weekend dwa dobre uczynki. Jasiu, opowiedz nam o swoich czynach.
Jasio:
– W sobotę pojechałem do babci i babcia bardzo się ucieszyła. A w niedzielę wyjechałem od babci i babcia jeszcze bardziej się ucieszyła! -
Na cyrkowej arenie odbywa się mrożący krew w żyłach numer.
Artysta chwyta za grzywę największego lwa, wkłada swą głowę do jego paszczy, a potem jak gdyby nigdy nic wyciąga z kieszeni włóczkę i zaczyna robić na drutach. Po jakimś czasie wyjmuje swą głowę z paszczy lwa i pokazuje publiczności zrobiony na drutach szalik. Publiczność jest zachwycona, na arenę sypią się kwiaty.
– Dziękuję. – mówi artysta.
– A może ktoś z państwa potrafiłby to zrobić? Z trzeciego rzędu wstaje jakaś babcia i woła:
– Ja! Z włóczki nie takie rzeczy już robiłam! -
-
Policjant zatrzymał samochód pędzący dużo powyżej limitu.
– Gdzie to tak się pan śpieszy? – zapytał.
– Na występ. Bardzo proszę, niech mnie pan puści, bo nie zdążę!
– A, pan artysta! Piosenkarz, aktor?
– Żongler.
– O, żongler! Panie kochany, ja uwielbiam żonglerkę, ale nie mam czasu chodzić na występy. Niech mi pan coś tu szybciutko zademonstruje, to pana puszczę.
Rad nierad, kierowca wyciągnął piłeczki i zaczął podrzucać. Tymczasem inny kierowca, który akurat przejeżdżał obok, otarł pot z czoła, wzdychając:
– Jak to dobrze, że to nie na mnie trafiło… Ja bym w życiu tego testu na trzeźwość nie przeszedł.