Podśpiewuje sobie przy tym wesoło:
– Nie mam wprawdzie pieniędzy ale w spodniach gra mi muzyka…
Jedna z panienek woła na niego z balkonu:
– Chodź, lubię takie luzackie typy jak Ty.
Biorą się ostro do roboty ale marynarz nie ma najlepszego dnia. Dziewczyna nie ukrywa rozczarowania:
– Miałeś mieć muzykę w gaciach, a jak na razie tylko fałszujesz…
– No zgadza się, ale to chyba dlatego, że na tak dużej sali jeszcze nie występowałem…
-
-
-
Profesor filologii polskiej na wykładzie:
– Jak Państwo wiecie, w językach słowiańskich jest nie tylko pojedyncze zaprzeczenie. Jest też podwójne zaprzeczenie. A nawet podwójne zaprzeczenie jako potwierdzenie. Nie ma natomiast podwójnego potwierdzenia jako zaprzeczenia. Na to student z ostatniej ławki:
– Doobra, doobra… -
Pewnego wieczoru rodzina przywiozła swoją starszą schorowaną matkę…
do domu spokojnej starości z nadzieją, że tam dostanie odpowiednią opiekę. Następnego ranka pielęgniarki wykąpały staruszkę, nakarmiły i posadziły ją na fotelu przy oknie z widokiem na kwiecisty ogród.
Wszystko wydawało się być w porządku, lecz po chwili staruszka zaczęła przechylać się na boki swojego fotela. Dwie czujne pielęgniarki natychmiast przybiegały, aby wyprostować staruszkę z powrotem. Staruszka znów jednak zaczęła się wychylać z fotela i znów pojawiały się pielęgniarki, by temu zapobiec. Tak sytuacja wyglądała cały ranek. Popołudniu staruszkę odwiedziła rodzina, chcąc sprawdzić jak się miewa i czy zaczęła się już przyzwyczajać do swojego nowego domu.
– Czy dobrze cię tu traktują mamo? – pytali.
– Tak wszystko jest dobrze – odpowiada staruszka, z jednym wyjątkiem – nie pozwalają mi tu pierdzieć. -
Politbiuro organizuje wielki wyścig o zimnioka.
Grupa łotewskich chłopów ustawia się do biegu. Sędziowie z politbiura strzelają do startu. Łotewscy chłopi biegną. Są tuż przy mecie. Sędziowie z politbiura strzelają do chłopów. Chłopi padają na kamienie i powoli umierają. Ich trud się kończy. Nie ma wyścigu, nie ma mety, nie ma zimnioka. Jest tylko ból, mróz, halucynacje z niedożywienia i nieudana próba ucieczki z obozu. Chłopi wyścig wygrali.
-
-
Dzwoni telefon wczesnym rankiem.
Obudzony facet odbiera i słyszy pytanie:
– Klinika?
– Pomyłka, prywatne mieszkanie.
Za krótką chwilkę ponownie telefon:
– Klinika?
– Nie, do cholery! Prywatne mieszkanie!
– Ziutek, no co ty, kumpla nie poznajesz? Tu Mietek. Pytam, czy strzelimy sobie klinika z rana. -
Co wy tam robicie na tych lekcjach chóru?
– Pijemy wódkę i gramy w karty.
A kiedy śpiewacie?
– Jak wracamy do domu. -
Młody tata pcha wózek z dzieckiem, które wydziera się w niebogłosy.
Ojciec, kołysząc wózek, szepce:
– Kaziu, uspokój się! Kaziu uspokój się!
– Ma pan wiele cierpliwości. – mówi przechodząca obok babcia. – A jaki piękny bobas i jakie piękne ma imię – Kazimierz!
– Chłopak ma na imię Jasiu, a Kazimierz to ja. -
-
Naukowcy chcieli sprawdzić jak szybko uczą się ludzie w pewnych grupach naukowych.
Pierwszym z badanych był rektor uniwersytetu.
– Panie rektorze, ile zajęłoby panu nauczenie się języka japońskiego?
– Japoński jest trudny więc około roku.
Drugi był profesor:
– A panu panie profesorze, ile by panu zajęła nauka języka japońskiego?
– Tak z dwa lata.
Ostatnim badanym był student.
– A tobie ile by zajęło nauczenie się języka japońskiego?
A student na to:
– A kiedy egzamin? -
Jasiu pyta brata:
– Kto najdalej rzuca tarczą?
A na to starszy brat:
– Nie wiem … A ty wiesz?
– Tak wiem.
– Kto?.
– Kelner jak się mu podstawi nogę. -
Kiedy babcia energicznie zdmuchnęła za jednym razem wszystkie 90 świeczek z urodzinowego tortu,
wnuki zdały sobie sprawę, że mieszkanie w centrum Warszawy nieprędko się zwolni.
-
-
Wraca facet zawiany z imprezki i spotyka pana Mariana – rejonowego listonosza.
– Witam Panie Marianie!
– Witam witam widzę, że była ciężka nocka.
– Ano była Panie Marianie. Mieliśmy małą imprezę z sąsiadami. Graliśmy w taką grę „Kto ja jestem?”.
– Tak? A na czym ona polega?
– Facet ubiera się w wielkie prześcieradło z dziurką, przez którą wystawia przyrodzenie, a kobiety po dotyku muszą odgadnąć kto jest pod prześcieradłem.
– To szkoda, że i mnie tam nie było.
– No, nie wiem, nie wiem, panie Marianie… Parę razy padło Pana imię…