-Żeby fajnie porykiwało nawet przy 20 na godzinę…
-
-
Jedzie sobie młode małżeństwo samochodem.
Przejeżdżają obok pewnych Pań w lesie.
Żona pyta:
– Kochanie, co tu robią te panie i to tak ubrane?
– One zarabiają na nierządzie.
– A co to znaczy?
– Robią ludziom przyjemności za pieniądze.
– A dużo można na tym zarobić?
– Oj, bardzo dużo, kochanie.
– To może i ja bym stanęła? W końcu dopiero co się dorabiamy, auto na spłacie, a czasy takie niepewne.
Mąż unosi brwi ze zdziwienia:
– No, jak ty nie masz nic przeciwko, to ja tez się zgadzam.
– A co muszę zrobić? – pyta żona.
– Stań tu, ja stanę 100 metrów dalej. Jak podjedzie klient to powiedz ”stówa” i rób co trzeba. W razie wątpliwości mów, ze musisz porozmawiać z menadżerem i przybiegnij do mnie.
– Ok.
Żona staje, stoi 5 min. Zatrzymuje się merol. Żona podchodzi, a kierowca pyta:
– Ile?
– Stówa.
– Ale ja mam tylko siedem dych.
– Poczeka pan. Muszę porozmawiać z menadżerem.
Żona biegnie do męża i pyta:
– Józek, ale on mówi, ze ma tylko 7 dych. Zrobić to?
– Nie kochanie, nie możemy od razu robić zniżek. Powiedz mu, że za 70 to mu weźmiesz do ręki.
Żona biegnie z powrotem i mówi, ze zrobi ręką za siedem dych. Gość się zgadza, wyciąga aparaturę. Oczom żony ukazuje się ogromny instrument długi aż do kolana klienta.
Żona wytrzeszcza oczy i mówi:
– Muszę porozmawiać z menadżerem.
Biegnie zdyszana do męża i wola:
– Józek nie bądź świnia! Pożycz mu te trzy dychy! -
-
Do urzędu przychodzi gość.
Jest rok 1989, niedługo po upadku komuny:
– Dzień dobry, chce zmienić nazwisko.
– A jak się pan nazywa?
– Bezjajcow. To takie staromodne, chciałbym nazywać się jakoś po amerykańsku.
– Dobrze. Niech pan przyjdzie za tydzień po dowód.
Po tygodniu gość przychodzi, odbiera dowód i czyta nazwisko: Yonderbrack… -
Pewnego słonecznego popołudnia, dwóch facetów siedzi w pubie, pije Guinnessa, a jeden mówi do drugiego:
– Widzisz tego faceta? Wygląda jak ja! Idę z nim porozmawiać.
Idzie więc do niego i klepie go w ramię:
– Przepraszam pana – mówi – ale zauważyłem, że wygląda pan jak ja!
Facet odwraca się I mówi:
– Taa, ja spostrzegłem to samo. Skąd pan jest?
– Z Warszawy.
– Ja też! Na jakiej ulicy pan mieszka?
– Na Zielnej.
– Ja też! A jaki numer?
– 54 – mówi zszokowany.
– Ja też! Jak się nazywają pańscy rodzice?
– Jerzy i Maria.
– Moi także! To niewiarygodne!
Zamawiają więcej Guinnessa i dalej gadają, akurat barmani zmieniają się. Jeden podchodzi do drugiego i pyta:
– Co się dziś działo?
– Och, Kowalscy, ci bliźniacy, znowu sobie popili. -
Przychodzi króliczek do sklepu i mówi:
– Poproszę 1 kg sera.
Następnego dnia znów prosi o 1 kg sera i tak przez kilka dni. 7 dnia znów prosi o ser, a sprzedawca na to:
– Po co ci tak dużo sera?
– Proszę iść ze mną to panu pokaże – mówi królik.
Przychodzą nad jezioro, królik wrzuca ser do wody, a tam bulgota, gotuje się i sera nie ma.
Co tam jest? – pyta sprzedawca
Na co królik:
–Nie wiem, ale strasznie lubi ser! -
-
Leci facet w samolocie, zaś obok niego siedzi papuga, strasznie pyskata.
W pewnym momencie facet dzwoni po stewardesę. Na pytanie co podać, pasażer mówi:
– Kawę poprosiłbym.
– A dla mnie, stara babo, wode tylko – wykrzykuje papuga do tejże stewardessy.
Stewardessa przyniosła pepsi dla papugi lecz zapomniała o kawie dla pasażera obok. Wiec ponownie poprosił ją o kawę. Papuga w międzyczasie wyżłopała swoją wode i klasycznie dorzuciła stewardessie:
– A dla mnie, stara babo, przynieś następną wode.
Sytuacja taka powtórzyła się kilka razy, w końcu facet nie wytrzymał i przyjął taktykę papugi, zadzwonił po stewardessę – wykrzyczał do niej:
– Daj mi, stara babo, kawę!
Tego stewardessa nie zdzierżyła, poszła po pilota i razem z pilotem wypieprzyli faceta z samolotu razem z papugą. Lecą tak oboje na dół i papuga mówi:
– No, masz tupet jak na kogoś kto nie umie fruwać! -
Przychodzi student na stołówkę:
– Poproszę dwie parówki.
Z głębi słychać głosy:
– Bogaty, nadziany.
– I osiem widelców. – dodaje. -
Idzie student na wykłady, spotyka swojego kumpla, też studenta.
Pyta się:
– Gdzie idziesz?
– Na piwo.
– Ty to masz dar przekonywania. -
-
Matka Jasia sprząta w domu przed świętami.
Zła jest, bo roboty kupa, a mąż, jak zwykle, w knajpie. Wysyła więc Jasia, żeby ojca sprowadził do domu. Jasiu znajduje ojca, prosi, żeby wrócił do domu, bo matka zła. Ojciec napełnia kieliszek i mówi:
– Siadaj synu i pij!
– Ależ tato ja mały jestem!
– Pij, mówię!
– Ale tato!!!
– Pij!
Jasiu wypił, oczy mu wyszły na wierzch, krzywi się mocno.
– No i co dobre było?
– Oj okropne, tato, okropne !
– No! To biegnij do mamy i powiedz jej, że ja też tu za miodowo nie mam! -
Do pokoju wchodzi strasznie pobity hrabia.
– O rany, sir, co się panu stało? – pyta Jan.
– Dostałem w twarz od barona Stefana.
– Od barona Stefana? Przecież to chucherko! Musiał mieć coś w ręku!
– Miał. Łopatę.
– A pan, panie hrabio? Nie miał pan nic w ręku?
– Miałem. Lewą pierś żony barona. Piękna rzecz, nie przeczę, ale do walki zupełnie się nie nadaje. -
W restauracji gość składa zamówienie:
– Poproszę schabowego z frytkami.
– Niestety, schabowe się skończyły.
– To proszę mi podać pierś z kury.
– Żałuję, ale nie ma.
Wyraźnie poirytowany mężczyzna mówi podniesionym głosem:
– To przynieść mi pan płaszcz!
Kelner rzucając okiem do szatni:
– Bardzo mi przykro, ale też już nie ma … -